Agnieszka Serafin

Jak żyć żeby nie żałować?

Wywiad został opublikowany w Wysokich Obcasach Extra, Grudzień, 2014.

 

„Ludzie nie potrafią odpuścić. Przychodzą na terapię z powodu wymagań, które sobie stawiają, a którym nie mogą podołać. Przychodzą nie po to, żeby o siebie zadbać, ale żeby siebie naprawić” – z psychoterapeutką Agnieszką Serafin rozmawia Grażyna Lubińska.

 

W życiu lepiej planować czy poddać się biegowi zdarzeń?

– Najlepiej połączyć planowanie ze spontanicznością.

To w ogóle jest możliwe?

– Poddawanie się biegowi zdarzeń nie oznacza bierności! Wymaga dyscypliny i uważności na to, co się wydarza. Na przykład zamierzam za dwa lata wyjechać do pracy za granicę i po kolei realizuję swój plan: szlifuję język, robię kursy zawodowe, oszczędzam na start za granicą. Ale jeśli skoncentruję się tylko na tym, mogę nie zauważyć, co życie przynosi. Na przykład kogoś poznaję i czuję, że mnie ta osoba inspiruje, że to może być ktoś ważny w moim życiu. Mogę to zignorować, żeby realizować plan, albo mogę poświęcić tej osobie chwilkę. Zastanowić się, co mnie w niej pociąga. Co może wnieść w moje życie. Zwykle plan pozostaje ten sam, lecz jest wzbogacony. Styl wykonania jest inny.

Pojawia się potencjalny partner/partnerka. I co? Zrezygnować z wyjazdu?

– Jeśli po spotkaniu tej osoby mam od razu dylematy, czy w ogóle wyjechać, to znaczy, że tak naprawdę nie chciałam. Że to nie był plan.

Na weekend zaplanowałam porządki, bo od trzech miesięcy nie mogłam się tym zająć. A tu dzwonią znajomi i proponują wspólny wypad w góry. Odłożyć znów sprzątanie? Trochę się boję, że nie będę za to siebie lubiła.

– Zawsze jakąś cenę się płaci. Co mi da więcej satysfakcji dziś, ale też za kilka dni – doświadczenie piękna gór czy wywiązanie się ze zobowiązania wobec samej siebie? I z czego wypływało to zobowiązanie? Z nielubienia siebie i krytyki czy autentycznej potrzeby porządku?

Czy jeżeli zechcę, to mogę wszystko w życiu zaplanować?

– Nie, a najlepiej nawet nie próbować. Gdy rozmawiamy ze starszymi ludźmi, to mówią, że owszem, mieli swoje ambicje, marzenia i pasje, ale linia wykresu ich życia szła to w górę, to w dół. Z perspektywy czasu widać, że decydujące były momenty, których nie mogli przewidzieć, nie mogli zaplanować. Umiejętność wychwytywania tych momentów, reagowania na nie, współtworzenia rzeczywistości dużo wnosi w nasze życie. Nie wszystkie odkryte potrzeby musimy realizować.

Skąd wziąć odwagę, by reagować na to, co się nam przydarza? By być w życiu elastycznym, a nie kurczowo trzymać się założonego planu czy schematu?

– Z siebie. Zawsze przecież ponosimy ryzyko. Jeśli czegoś nie zrobimy, też ryzykujemy, bo tracimy szansę uzyskania tego, o czym marzymy, co chcielibyśmy osiągnąć. Tracimy również to, co mogłoby się zdarzyć po drodze. Odwaga jest ważna, ale ważniejszy jest wewnętrzny system wspierania samego siebie. A może niektórzy ten system nazywają odwagą?

Co to jest wewnętrzny system wspierania samego siebie?

– To jest to, co o sobie myślisz, co o sobie i do siebie mówisz, jak siebie traktujesz, również po niepowodzeniu. Wewnętrzny system wspierania samego siebie jest kluczowy przy dokonywaniu zmian w życiu. Ludzie często nie robią czegoś nie dlatego, że boją się ryzyka, że stracą pieniądze, rozpadnie się ich związek czy zostaną wydziedziczeni. W większości boją się tego, co o sobie sami pomyślą, gdy poniosą fiasko. Gdy ich wewnętrzny system wspierania samego siebie nie działa, po porażce robią sobie piekło – w głowie i w sercu – tak wielkie, że nie mogą go wytrzymać.

Jak można wzmocnić swój system wewnętrznego wsparcia?

– Zadaję sobie pytanie, co będzie, jeśli mi się nie uda. Co powinnam wtedy o sobie pomyśleć? Czy będę się nadal szanować? Czy będę umiała zadbać o swoje dalsze życie, czy też będę się pławić w autodestrukcji? Jeżeli marzę o mężczyźnie i po roku wahania odważę się zaproponować mu randkę, a on spojrzy na mnie i powie, że nie jest zainteresowany, to czy przez następne pół roku będę gryźć ścianę i obiecam sobie, że nikogo o randkę już nie poproszę? Czy raczej popłaczę sobie, ale będę też zadowolona, że w ogóle spróbowałam?

Trzeba się nauczyć być dumnym z tego, że się spróbowało?

– Tak się po prostu łatwiej żyje. Jeśli docenimy to, że spróbowaliśmy, szybciej po niepowodzeniu wykonamy następne kroki. Nasze życie będzie ciekawsze.

Często cierpimy, bo wydaje się nam, że się wygłupiliśmy. Zarzucamy sobie, że coś zrobiliśmy i wyszło tak sobie. Z czego bierze się ten dyskomfort?

– Z wychowania, kultury. Uczą nas: „Nie pytaj, bo wyjdzie na to, żenie wiesz”, „Nie wychylaj się, lepiej być niewidzialnym”.

Z jakiego wychowania? Co rodzice robią dziecku, że takie potem jest?

– Nie robią dziecku, tylko sobie. Dziecko widzi, jacy są rodzice, i wchłania panujący w domu klimat. Świetnie to widać podczas terapii kobiet, które nie akceptują swojego ciała. Mówią, że chcą uchronić przed tym swoje córki, i wciąż im powtarzają, że są piękne, atrakcyjne. Ale córki tych pochwał nie odbierają – córka się uczy od matki tego, jak być kobietą, nie dzięki temu, co od niej usłyszy, lecz poprzez to, co u niej widzi i co czuje. A widzi, że jej matka jest wciąż niezadowolonaze swego wyglądu. Patrzy w lustro i ciężko wzdycha.

Nie mamy wpływu na to, jak nas wychowywali rodzice.

– Wychowanie to tylko jeden aspekt. Mamy wpływ na system wewnętrznego wsparcia. Możemy nad nim popracować. Jeśli podczas towarzyskiego spotkania tańczyłam, a potem się wstydzę, że zrobiłam z siebie idiotkę, bo przecież nie umiem tańczyć albo nie jestem tak zwinna jak ta tancerka z telewizji, to jeżeli uruchomię swój system wewnętrznego wsparcia, mogę pomyśleć: „Ale fajnie, że się odważyłam” albo „Dobrze, że się poruszałam, poprawiłam krążenie”.

Czy sięganie w towarzystwie po papierosa, alkohol, środki odurzające ma związek z tym, że łatwiej znosimy robienie z siebie idioty w swoich oczach?

– Używki na moment wygłuszają wewnętrzne krytyczne głosy. Dają nam dostęp do stanów, przeżyć, których potrzebujemy. Jeśli na co dzień jestem ponura i spięta, a chciałabym być wesoła i ciepła, a do tego mój wewnętrzny krytyk nie daje mi przez to żyć, to będę sięgać po alkohol, żeby być wesołą, seksowną czy na luzie. Mechanizm ten może zapędzić nas w uzależnienie.

Jak podtrzymywać w sobie motywację do działania, do zmian?

– Kiedyś podczas zajęć rzuciłam: „Jest tyle rzeczy, które mogłabym robić, ale mi się nie chce”. Mój profesor, człowiek po siedemdziesiątce, powiedział wtedy, że to jest to, czego ludzie najbardziej żałują pod koniec życia – że im się nie chciało czegoś zrobić, a mogli. Żałują nie tego, co zrobili źle, ale tego, czego nawet nie spróbowali zrobić.

A dlaczego tego nie robią? Tylko z lenistwa?

– Czasem też dlatego, że przejmują się tym, jak wypadną, co inni pomyślą, powiedzą, jak ich ocenią. To dlatego nie uczą się nowych rzeczy, nie poznają nowych ludzi, nie ubierają się tak, jak by chcieli. Kobieta wciąż uważa, że jest za stara na krótką spódnicę i z czasem coraz bardziej jest na nią za stara.

Albo: nie znam dobrze języka obcego, bo nie chciałam pokazać, że mówię z błędami i słabo.

– To trochę dotyka perfekcjonizmu, myślenia, że dopóki nie umiem robić czegoś idealnie, nie ujawnię się przed ludźmi. A można przecież poczuć, że podjęcie próby już jest wartością. Gdy się pyta ludzi, z kim się czują dobrze, kogo lubią, to nie wskazują na ludzi idealnych, ale na takie osoby, które potrafią coś spieprzyć i powiedzieć: „Cholera jasna, ale przynajmniej spróbowałam”. Kobiety, które nigdy się sobie nie podobały, gdy patrzą na swoje zdjęcie sprzed pięciu lat, mówią: „W sumie wtedy nieźle wyglądałam. Dlaczego się katowałam, że źle wyglądam, przecież było OK?”. Jakby dziś przed lustrem umiały sobie wyobrazić, co zobaczą, gdy spojrzą na siebie na zdjęciu za pięć lat, może by im było łatwiej iść latem na plażę.

Czy wyznaczony cel może się zmieniać pod wpływem nowych wydarzeń?

– On stale się zmienia. Cel, który sobie postawiliśmy dzisiaj, za pięćlat już nie będzie nas satysfakcjonował.

A jeżeli mój cel się nie zmienia, bo z różnych powodów kurczowo się trzymam tego, co jest? Bo boję się, że jeśli coś zmienię, to będzie gorzej? Na przykład wciąż pracuję w tym samym miejscu i ciągle robię to samo, a kiedyś marzyłam o czymś zupełnie innym.

– Można zadać sobie proste pytanie: „Jakie mam potrzeby?”

Na przykład: nic nie zmieniam w pracy, bo chcę założyć rodzinę. Mieć dzieci.

– Tak naprawdę często to tylko slogany. Powtarzamy je i nie zastanawiamy się, o co nam właściwie chodzi. Lepiej spytać siebie: „Po co chcę być w związku?”, „Po co chcę mieć dzieci?” albo „Po co chcę pozostać sam?”. „Czy chcę być w związku, żeby się rozwijać, poczuć bezpiecznie, czy też po to, by mieć z kim iść na imprezę z tańcami?”. „Czy może dla satysfakcjonującego życia erotycznego?”. „O co mi chodzi w tych celach, które wydają mi się takie oczywiste, że nigdy się nad nimi nie zastanawiam?”.

Czemu potrzebuję tych pytań?

– Namysł ułatwia realizację celu, który sobie stawiam. Pozwala znaleźć realny sposób zaspokojenia swojej potrzeby. Na przykład: mam 48 lat, słaby głos i nie najlepszy słuch, ale nie opuszcza mnie przekonanie, że poczuję się szczęśliwa tylko wtedy, gdy zostanę piosenkarką. Śpiewanie mi się śni po nocach. Jak widzę, że ktoś śpiewa, łzy napływają mi do oczu. Może mi chodzić o różne rzeczy: dodanie emocji swojemu życiu, kontakt z czymś wyższym – pięknem, lub chcę się poczuć jak gwiazda na scenie. Każde z tych odczuć można realizować na wiele sposobów, nie tylko przez bycie piosenkarką. Mogę spróbować wyrażać emocje w pisaniu wierszy, w angażowaniu się w relacje z bliskimi czy dbaniu o piękno wokół siebie, żeby obcować z nim na głębszym poziomie.

Wybieramy szkoły w wieku w wieku, gdy rzadko wiemy, kim chcielibyśmy w życiu być. I teraz mamy pracę, zawód, które nas nie satysfakcjonują. Co możemy zrobić?

– Czasami zmiana jest niemożliwa, ale narzekanie, że nie mogę tego rzucić, bo mam zobowiązania, rodzinę, dzieci, nic nie przynosi. Ja te zobowiązania wybrałam i nadal wybieram. One też mi coś dają. Owszem, nie każdy może rzucić pracę, by zacząć lepić garnki. Ale ważne jest, co ja z tym mogę zrobić. Wycofuję się i obrażam na siebie i na życie czy lepię te garnki, kiedy mogę? Raz w tygodniu, a z czasem może coraz częściej? Czy jestem na zmianę otwarta?

Nie lubię swojej pracy, ale dzięki niej stać mnie na wakacje, a dzieci mogę wysłać do prywatnej szkoły. Czy to wystarczająca rekompensata za brak satysfakcji? Czy jednak samooszukiwanie i usprawiedliwienie stagnacji?

– Jeżeli czegoś nie robię, bo się boję, a próbuję sobie to wytłumaczyć innymi, wyższymi celami, to jest to oszukiwanie się. Ale warto też podkreślić, że nie można zrealizować się w pełni we wszystkich obszarach życia! Dla różnych ludzi różne obszary życia są kluczowe. Dla niektórych życie zawodowe to misja, powołanie, pasja – coś tak niezbędnego do życia jak tlen. Nie tylko środek do zarabiania pieniędzy, lecz coś, co sprawia, że moje życie ma sens. Dla kogoś innego kluczowa w życiu będzie rodzina, związek czy duchowość.

Każdy powinien zadać sobie pytanie, co dla niego jest najważniejsze?

– Ale nie: „Co uważam za wartość nadrzędną?”, tylko: „Co mnie naprawdę kręci?”, „Co mnie wzrusza?”, „Co sprawia, że mi się robi gorąco w środku?” „O czym myślę, gdy się budzę w nocy?”. To chodzi o tego typu doznania, a nie nabyte przekonanie, że ważna jest nauka czy rodzina. Gdy się dorosłych ludzi pyta, co ciekawiło ich, gdy byli dziećmi, to mówiąc o tym, wciąż mają błysk w oczach. To coś na ogół nadal jest aktualne, choć wcale tego nie robią teraz. Pomysł, że wszyscy mogą się realizować i rozwijać we wszystkich dziedzinach życia, jest nierealny, ale niektóre obszary i doświadczenia są na tyle istotne, że warto potraktować je poważnie. Dla różnych ludzi będą to różne obszary.

Może z tego biorą się nieszczęścia, bo wydaje nam się, że inni potrafią, tylko my nie? A może my po prostu czegoś nie wiemy o tych spełnionych z naszej perspektywy ludziach?

– Z czasem łatwiej dostrzec sens, kierunek pozornie sprzecznych działań. Z perspektywy dwóch lat tego nie zobaczymy. Widać to, kiedy się rozmawia ze starszymi ludźmi, którzy mówią, że mieli ciekawe życie, nawet gdy było pełne trudności. To, że nam czasem coś nie wyjdzie, jest tylko kolejnym krokiem ku celowi, nie końcem drogi. Żeby mieć siłę zrobić ten następny krok, odwołujemy się do naszego wewnętrznego systemu wsparcia.

A gdy nasz cel ma termin ważności? Na przykład: chciałabym być matką.

– Lęk jest złym motywatorem. Skupiałabym się na tym, co naprawdę chcę zrobić, a nie na tym, że mogę z czymś nie zdążyć. Jeżeli mam dziecko z lęku, że potem nie zdążę, albo nie mam dziecka z lęku, że na nie za wcześnie, to taka motywacja raczej pozbawia mnie sił, niż kontaktuje z najgłębszymi pragnieniami.

Niektóre kobiety na takie dywagacje się oburzą. Powiedzą: „Bardzo bym chciała mieć dzieci, ale nie mam z kim”.

– To może raczej być przykład na to, że kobieta ma trudności w relacjach z mężczyznami, a nie – że nie ma z kim mieć dziecka. Pytanie powinno brzmieć: „Po co mi dziecko?”.

Żeby je kochać…

– Czasem chodzi o to, żeby mnie ktoś kochał. Żebym miała kogoś, kto mnie nie zostawi, albo żeby wykorzystać to wszystko, co mam do dania, bo teraz nikomu nic nie daję. Albo: bo potrzebuję nowego początku w życiu itd. Czasem rzeczywiście odpowiedź jest prosta: „Dziecko to najgłębsze moje marzenie”, i jak się poczuje siłę tego pragnienia, to ono może nas przemienić, dać odwagę do działań wcześniej dla nas nieosiągalnych. Może to przynieść zaskakujące rozwiązania.

Jak żyć, żeby nie żałować tego, co nas ominęło lub co zrobiliśmy nie tak?

– Żałowanie to strata energii, a rozpamiętywanie jest czasochłonnym zajęciem. Nie chodzi o to, by zaprzeczać, że coś źle zrobiliśmy, albo wmawiać sobie, że wszystko jest świetnie, bo czasami naprawdę człowiek zrobi coś, czego potem żałuje. Ale to nie może być powód lub wymówka, by nic nie robić. Nieżałowanie, że się czegoś w życiu nie zrobiło, dodaje odwagi do podejmowania decyzji i wyzwań tu i teraz. Pozwala docenić chwilę.

Jak trenować w sobie odporność na żałowanie?

– Zastanowić się, czemu to żałowanie ma służyć. Jeśli można komuś zadośćuczynić, to świetnie.

Zostałam sama, bo byłam zbyt mało uważna, za bardzo zapatrzona w siebie, pracę, dzieci, cokolwiek. I teraz tego żałuję.

– Istnieje dwuletni okres żałoby. Natomiast jeśli po 15 latach dalej myślę o tym, że na przyjęciu, na którym coś między nami pękło, powinnam być dla niego milsza, to trzeba zadać sobie pytanie: „Po co ja to robię?”. Ludzie – co widać podczas terapii par – często używają drugiej strony jako wymówki, że czegoś nie osiągają. „Gdyby nie ty, to ja bym była radosną kobietą”, „Gdyby nie ty, to byłbym męskim, zadowolonym z życia facetem” – mówią. Ale to nie jest prawda. Drugiej osoby, tak samo jak i przeszłości, lepiej nie używać do tłumaczenia, dlaczego czegoś ważnego nie robimy. Jak już myślę o tym, co było przed 15 laty, to może raczej: „Czy teraz jestem milsza w stosunkach z mężczyznami?”.

Żałowanie często wiąże się z tym, że jesteśmy dla siebie bardzo surowi. Nie umiemy sobie powiedzieć: „No dobrze, coś nie wyszło”, „Przykro mi”, po czym odpuścić sobie i iść dalej.

A jak wszystko będę sobie odpuszczać i w konsekwencji przestanę stawiać sobie wymagania, przestanę się rozwijać?

– Jeśli mam problem z dyscypliną i wszystko sobie odpuszczam, to przy kolejnym razie powinno mi się zapalić czerwone światełko. Zwłaszcza w trakcie realizacji planu, który już wiele razy wcześniej odpuściłam. Ludzie jednak częściej zachowują się odwrotnie – nie potrafią odpuścić. Nie odpuszczają nawet wtedy, gdy przychodzą na terapię. Przychodzą nie po to, by sobie pomóc, ale z powodu wymagań, które sobie stawiają, a którym nie mogą podołać. Przychodzą na terapię nie po to, żeby o siebie zadbać, lecz żeby siebie naprawić.

Co trzeba zrobić, żeby przestać myśleć o sobie jak o maszynie do naprawienia, a zacząć myśleć jak o człowieku, o którego chcę zadbać?

– Przede wszystkim zastanowić się, jak siebie traktuję. Czy jak nauczycielka w szkole, która mnie nie lubiła, czy jak babcia, która umiała pokazać mi moje mocne strony? Na wiele sposobów można na siebie patrzeć i w różny sposób można siebie traktować. To kwestia naszego wyboru. Jeśli chciałabym o siebie bardziej dbać, mogę sobie przypomnieć kogoś, kto mnie kochał i chciał dla mnie jak najlepiej, i pomyśleć, jakiej rady by mi udzielił w danej sytuacji. Co by powiedział, widząc, jak sama siebie traktuję? Albo pomyśleć, jak bym chciała traktować kogoś, kto jest dla mnie ważny. Czym to się różni od tego, jak dbam o siebie?

Jak o siebie zadbać? Jak trenować swoją życiową energię?

– Trzeba mieć połączenie z tym, po co to coś chcę zrealizować, z tym, co jest dla mnie największą wartością. Dlaczego chcę się wysilać po drodze? Załóżmy, że mam duże problemy w bliskich relacjach – kolejne związki, znajomości nie wychodzą. Jeżeli moim planem jest stworzenie rodziny, to bardzo ważne jest, bym wiedziała, o co mi w tym chodzi, jakie wartości za tym stoją. Jeżeli wiem, że naprawdę ważne jest dla mnie posiadanie kogoś bliskiego, z kim się zrozumiem, z kim będę zmagać się z codziennością, kto mnie będzie szanował, kogo pokocham – to w momencie, gdy znowu zbliżę się do tego punktu, w którym za każdym razem wcześniej rozpadał się mój związek czy znajomość, to zdołam przytrzymać siebie i sobie powiedzieć: „Czemu to robię? Przecież już wiem, że to do niczego dobrego nie prowadzi”.

Trzeba docenić, dlaczego to „coś” jest dla nas ważne?

– Jeśli nie możemy tego docenić, to nie ma czego realizować. Nic z tego nie będzie. Jeżeli tylko dlatego chcemy być w związku, że to daje prestiż społeczny, to możemy tkwić w tym związku, ale to nie będzie coś, co będzie się rozwijało i rosło.

Ważne też, by szukać wzorców, inspirować się innymi ludźmi. Jeżeli mam z czymś kłopot, np. z dyscypliną, to rozglądam się wokół siebie, aż znajdę kogoś, kogo chciałabym naśladować. Albo się go poradzę, albo będę trochę udawać, że nim jestem. To niezły trening.

Czasem pragnienia są powierzchowne, np. kobieta chce być piosenkarką, ale nie z wrażliwości artystycznej, tylko z próżności. Żeby pięknie wyglądać, być podziwianą itp.

– To wspaniale! Niech się świetnie ubierze i pójdzie na przyjęcie, do galerii czy w inne miejsce, gdzie będzie mogła być zauważona i podziwiana. Nie ma w tym nic złego, że najbardziej w byciu piosenkarką podoba mi się to, że ona ładnie wygląda.

We współczesnym świecie na wiele pytań dotyczących pragnień, zaspokajania potrzeb pada jedna odpowiedź: pieniądze. Bo gdybym je miał…

– Trzeba zadać sobie pytanie: „Co by mi te pieniądze dały?”. Wyobraź sobie, że zarabiasz tyle, ile chcesz. Ktoś powie: „Jakbym był bajecznie bogaty, to dopiero wtedy miałbym poczucie bezpieczeństwa”, co od razu wskazuje, że jest niepewny, czuje się zagrożony, a nie, że po prostu brakuje mu pieniędzy. Inna osoba powie: „Brakuje mi luksusu”, a gdy ją zapytamy, kiedy poświęciła sobie dwie godziny, to powie, że nie pamięta. Ktoś inny powie, że gdyby miał pieniądze, to wreszcie nikt by nim nie pomiatał. Jeżeli sobie powiemy, do czego nam są potrzebne pieniądze, może się okazać, że te potrzeby możemy zaspokoić już dziś, bez dodatkowych pieniędzy.

Jeżeli mam wizję stworzenia wielkiej firmy, zatrudniania wielu osób, bo to mi przyniesie satysfakcję, to super. To motywacja do zdobycia pieniędzy na realizację swego marzenia – celu. Jest w tym energia. Natomiast jeśli te góry pieniędzy mają być po to, żeby wreszcie przestali mną pomiatać, to nie mamy problemu finansowego, lecz psychologiczny.

A jeżeli ktoś chce mieć pieniądze, żeby nic nie robić?

– To proszę bardzo, proszę nic nie robić już teraz. Według badań pieniądze wpływają na zadowolenie z życia do pewnego momentu. Jeżeli ktoś żyje w niedostatku, a zacznie zarabiać i będzie mógł zaspokajać swoje różne potrzeby, to bardzo wpłynie na jego zadowolenie. Ale powyżej pewnego pułapu – i to nie są milionowe sumy – to, że będzie się zarabiać kilka razy więcej, nie wpłynie na poczucie szczęścia.

Jaki jest ten pułap?

– Mówią o tym zagraniczne badania, gdzie realia życia są inne niż w Polsce. Przekładając to na polskie warunki, można powiedzieć tak: jak nie mam gdzie mieszkać, a potem mam, to to znacząco wpłynie na mój dobrostan psychiczny, ale jeśli mam dobry samochód i zamienię go na bardzo dobry, to nie będzie miało to długotrwałego wpływu na moje poczucie szczęścia.

Agnieszka SerafinMiewam dobre pomysły, lecz nie potrafię ich realizować. Na ile zmuszać siebie do dokończenia przedsięwzięcia?

– Jeśli jestem osobą, która wszystko zawsze musi doprowadzić do końca – nawet zmuszam się do tego, kiedy odczuwam opór – to pewnego razu dobrze jest coś odpuścić. Zobaczyć, co z tego wyniknie. Natomiast jeśli zwykle nie kończę rozpoczętych spraw, w pewnym momencie trzeba się bardzo postarać i coś dokończyć, by poczuć swoją sprawczość. Podejmowanie wyzwań powoduje zmiany w życiu. Jedno i drugie rozwiązanie otwiera dużo możliwości.

Starzy ludzie umieją odpuszczać różne sprawy. Jak tego się nauczyć wcześniej?

– Starzy ludzie, którzy potrafią odpuszczać różne sprawy, wiedzą, co jest ważne, a co nie. Możemy badać, co jest dla nas ważne już teraz. Choć oczywiście mądrość wynikająca z przeżytych lat daje wyjątkową perspektywę, która nie jest dostępna, jak się ma lat dwadzieścia.

Czy na każdym etapie życia można dokonywać zmian, czy trzeba się spieszyć?

– Myślę, że zawsze trzeba się spieszyć. To znaczy nie odkładać na później. Jeśli zastana sytuacja nas nie satysfakcjonuje albo wręcz nam ciąży, nie ma na co czekać, żeby nie żałować, że za późno albo że wcale czegoś nie zrobiliśmy.

 

 

Agnieszka Serafin – psycholog i socjolog, psychoterapeuta w Instytucie Psychologii Procesu. Prowadzi psychoterapię indywidualną, par oraz warsztaty rozwojowe. Wspólnie z Mikołajem Czyżem założyła Centrum Rozwoju dla Par.